To będzie historyczny moment. Ofelia zabierze głos!
Okazja ku temu wielka (choć już trochę czeka na ujawnienie) - odwiedziny w Trójce.
A to nie takie hop siup, o nie nie! Wiele lat upłynęło, zanim ten krok został wykonany, a fanką Trójki jestem od dziecka, słuchać radia nauczyła mnie mama, która niestety jechać nie mogła (ale! miała swoją szansę też). Dni otwartych było już mnóstwo, ale jakoś zawsze brakowało mi odwagi, żeby tam dotrzeć. I tu z pomocą przyszła Aga, która już u mnie gościła i nie raz jeszcze pewnie zagości (bo jest stałą bywalczynią ofeliowego świata) i która też ma tą cudowną, cudowną moc sprawczą, która objawia się, jak Ofelię trzeba popchnąć do czynu (dozgonnie jestem wdzięczna!).
Cel wyprawy był jeden. No dwa.
Pierwszy to oczywiście zwiedzenie budynku przy Myśliwieckiej 3/5/7. I przyznam, że poznanie radiowych zakamarków przyniosło nam dużo frajdy. W końcu zobaczyłam, jak wygląda studio, jak produkuje się wiadomości, gdzie nagrywa się audycje. Zwiedziłyśmy też studio im. Agnieszki Osieckiej, miejsce wielu, wielu kultowych już koncertów (niektórych bardzo moich ulubionych). Tym razem nie była to jednak sala występów - studio zamieniło się w Skarbiec Trójki, który pomieścił wszystkie ciekawostki, nagrody, szpargały, kolekcje. I tak pojawił się fioletowy krasnal Piotra Metza (yyy), kolekcja kotów Helen (high five!), zbiór trójkowych kubków, czy masa, masa okazjonalnych zdjęć, plakatów czy wycinków wspominających prowadzone przez Radio akcje oraz ludzi, którzy są bądź byli z nim związani.
Drugim celem - celem absolutnie NADRZĘDNYM, było spotkanie Marka Niedźwiedzkiego. Czyli Pana Mareczka. Tak, wiem, już słyszę, że to mało odkrywcze i że Niedźwiedzia to poznać chce każdy. No ale trudno! Nawet jeśli to marzenie wielce nieoryginalne, nadal dobrze mi ze świadomością, że je spełniłam. A stresu było mnóstwo, bo jak to tak, nagle do Pana Mareczka podejść, porozmawiać. No jak? Miękkie nogi, drżenie głosu, zupełnie jak przed maturą. Aga z wrażenia zapomniała się "przysiąść" i o autograf poprosić!
Spotkanie trwało moment, ale dużo się zdarzyło. Chwila rozmowy, chwila niespodziankowej telekonferencji z mamą (jak dobrze, że odebrała!). Powiedziała potem, że mimo że lat ma już trochę, to nadal potrafią jej się ugiąć kolana z wrażenia (mamo no!). Pan Mareczek oblegany, lekko przygarbiony cierpliwie czekał na kolejnych wielbicieli, wydłużając swój czas do ekstremum. Wyraźnie jednak był zagubiony. Nie można mu mieć tego za złe, kto go "zna", wie, że takie atrakcje to nie to, co Niedźwiedź lubi najbardziej.
Cały dzień przebiegł bardzo, bardzo miło. Mimo chlupotania w butach, bo przecież cały dzień lało. I mimo stresu - nie zdążymy! Warto było podjąć wyzwanie.
Aga i Dawid Podsiadło, this is love! |
komentarz ;) |

I na deser, Pan Mareczek, Ofelia i mama.
Cud miód malina taka excursion! No i Ofelia wreszcie wyszła zza aparatu :P
OdpowiedzUsuńO Kasia :D hej
OdpowiedzUsuńOfelia wyszła zza aparatu i była baaaardzo Ofeliowa ;) dobrze, że Pan MAreczek ją ogarnął ;)
ogarnięta przez Pana Mareczka *buja w obłokach*
OdpowiedzUsuńKatt buziak!
Marek dzwonił do Mamy? super!
OdpowiedzUsuńtak :) od razu podjął pomysł :)
Usuńpoczątek rozmowy wyglądał tak
- halo?
- Kuba?
- nie, Marek Niedźwiedzki.
- nie wierzę.
- córka potwierdzi.
:)